Dobra.Długo nie było żadnych wpisów. Praca, ciąża, kryzys, Święta i takie tam różne. Nie składało się. Nastroje też trochę siadły. Mikrorata z Multibanku okazała się nie lada kłopotem i ugrzęźliśmy z robotą i zamawianiem wielu rzeczy. Potworna lichwiarska instytucja...
Ale bez łez i do konkretów.
Po pierwsze mamy tynki i instalację elektryczną na piętrze. Wymaga to policzenia, ale coś ponad kilometr kabli mamy rozłożonych na ścianach. Wiązka, że miło popatrzeć. A tynki prawdziwe - nie jakieś tam gładzie gipsowe :) Długo co prawda "się kładą" ale zawsze.
Przy okazji inspekcji na budowie spotkaliśmy rodzinę Żeligowskich.Dzieciaki jak to dzieciaki - uwielbiają rumowiska i budowy. Parę fotek poszło - można sprzedawać Unicefowi. Dzieci Sarajewa jak nic. Stary Garfield mojej siostry też się znalazł i zaliczył sesyjkę. Urocze stworzenie.

Rozmawialiśmy z ciotką Marysią co wyległa na wiosenne słońce się doświetlać i dowiedzieliśmy się, że Państwo budowlańcy założyli "Towarzystwo Tropienia Węża". Oddawali się temu hobby niestety ponad miarę i to w godzinach pracy. Po godzinach pracy, które topniały niestety też tropili. A że nie ma znowu na rejonie takiej ilości węży do wytropienia to czasu potrzebowaili coraz więcej. To by wyjaśniało czemu tynki tak niemrawo siadały na ścianach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz